08 lipca 2016

Druga strona samotności.



      Samotność... Czym tak naprawdę jest? Mówi się, że człowiek jest zwierzęciem stadnym. Tym samym dla wielu samotność bywa udręką, cierpieniem, przekleństwem. Ludzie ci nie są w stanie choć tydzień przebywać jedynie we własnym towarzystwie. Potrzebują kogoś, kto byłby przy nich niemalże 24 godziny na dobę. Pragną kontaktu, jak największej liczby znajomych... Gdy nie mają nikogo, zaczynają coraz szybciej popadać w depresję.
      Co jeśli jednak samotność nie jest winą naszej natury, a zwyczajnym zatraceniem zdolności przebywania samemu? Zaczęłam się nad tym zastanawiać, gdy pewnego dnia uświadomiłam sobie, że w pełni akceptuję samotność, choć kiedyś usilnie starałam się od niej uciec. Nie wiem, kiedy dokładnie odbył się proces przejścia ze skrajnej dezaprobaty do całkowitej akceptacji. Wiem jednak, że wraz z tym, w samotności zaczęłam dostrzegać więcej zalet, niż wad i myślę, że to właśnie niżej wymienione rzeczy pozwoliły mi w pełni ją zaakceptować:

1. Przed samotnością nie jesteśmy w stanie uciec.
      Samotność dopada nas każdego dnia. Spotykamy ją za każdym razem, gdy jesteśmy jedynie sami ze swoimi myślami, a obok nas nie ma nikogo. Jadąc samemu autobusem, stojąc samotnie w kolejce, będąc pod prysznicem, zasypiając, zostając samemu w domu... Od tych kilku chwil nie jesteśmy w stanie w żaden sposób uciec. Będziemy się z nimi spotykać każdego dnia, ponieważ jest to część naszej codzienności i rzeczywistości.

2. Samotność daje wolność.
      Będąc w towarzystwie trzeba dostosować się do innych. Ktoś chce iść do kawiarni, ktoś inny do kina. Trzeba albo zrezygnować, albo iść na kompromis. Nie możemy robić tego, czego tak naprawdę pragniemy. Jesteśmy wtedy częściowo uzależnieni, zniewoleni. Musimy brać pod uwagę zdanie drugiej osoby i nieważne, że trzeba zrezygnować z ulubionej kawiarni przez wzgląd na przyjaciela, który nie przepada za klimatem tamtego miejsca. W samotności możesz robić cokolwiek, wybrać się gdziekolwiek chcesz. Ktoś mógłby mi zarzucić, że nie będzie można z nikim dzielić danej chwili w tym właśnie konkretnym momencie... Jednak przecież można poznać ludzi, którzy przebywają w tym samym miejscu, porozmawiać z nimi, nawiązać tę chwilową, cienką nić porozumienia.
      Ktoś może powiedzieć, że "głupio" jest iść samemu do herbaciarni, do kina, do teatru, do restauracji... Jednak, kto tak naprawdę zwraca uwagę na to, że jesteśmy sami? To kwestia jedynie blokady, myślenia typu "co powiedzą inni?". Tak naprawdę nie powiedzą i nie pomyślą nic. Nawet nie zauważą, bo niewielu zwraca uwagę na tych, którzy są sami.

3. Samotność sprzyja samorozwojowi.
      To właśnie w samotności rozwijasz większość swoich pasji. Ćwiczysz rysowanie, pisanie, grę na instrumencie... Wstaw tutaj cokolwiek. Fakt, bierzesz czasami lekcje rysunku, podczas których przebywasz z grupą osób, jednak to, czego się nauczysz, musisz poćwiczyć po zajęciach, a to zwykle robisz, będąc w zaciszu własnego mieszkania - będąc samemu.
      Większość genialnych pomysłów przychodzi, gdy człowiek jest zrelaksowany, zasypia, przechodzi w inny stan świadomości... To wszystko dzieje się momentach samotności.

4. Samotność pozwala uporządkować myśli.
      Będąc w grupie, nasza świadomość jest zaabsorbowana towarzystwem innych osób. Dopiero w samotności jesteśmy w stanie przemyśleć pewne sprawy, uporządkować dzień, zastanowić się na poważnie nad swoim życiem, nad nurtującymi nas problemami i interesującymi tematami.

      Myślę, że do zaakceptowania samotności nie ma innej drogi, jak uświadomienie sobie tych kilku rzeczy i spojrzenie na nią z całkowicie innej perspektywy. To od naszego nastawienia zależy to, czy samotność będzie dla nas przekleństwem, czy stanie się błogosławieństwem. Choć na co dzień staramy się żyć wśród ludzi, nie jesteśmy w stanie całkowicie uciec od samotności, dlatego warto postarać się ją zaakceptować.

17 komentarzy:

  1. Wow, świetny post! W sumie sama nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jestem osobą, która prowadzi raczej "zrównoważony" tryb życia - czasami lubię towarzystwo, w innych momentach wolę posiedzieć sama.
    Teraz sobie tak jednak myślę, że samotność to dziwne uczucie i każdy może je odbierać inaczej. To naprawdę ciekawy temat.
    Kurcze, zaintrygowałaś mnie!

    Na pewno zostanę tu an dłużej :)
    morzeliter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. To może wydawać się niektórym dziwne, ale na co dzień jestem raczej samotna, nie jest to przez to, że brakuje wokół mnie ludzi, pewnie by się tacy znaleźli, którzy byliby codziennie blisko, a jednak mam taki talent, by po pewnym czasie ich od siebie odsuwać. Lubię moją samotność, lubię myśli głębiące się w mojej głowie, lubię swoje towarzystwo, to mnie odpręża, bycie całkowicie samym, z dala od wrzeszczących głów.
    Popadłam w samotność w nieprzyjemnym okresie dla mnie i spodobało mi się to.

    "Nawet nie zauważą, bo niewielu zwraca uwagę na tych, którzy są sami." - strasznie spodobał mi się ten fragment, jest taki głęboki i coś ze sobą niesie, prawdę, którą znają tylko osoby, które są przez większość czasu same. Ale nie potrzebuję głosu na mojej skórze, głosu przeciskającego się do mojej głowy, gdy nie pochodzi ode mnie. To mnie wycisza, uspokaja, relaksuje.
    I lubię to rozwijanie, które daje sobie tylko ja sama, bo przecież jestem całkiem sama. Naprawdę jestem sobie za to wdzięczna, bo nie osiągnęłabym pewnych rzeczy, gdybym nie mogła skupić się na sobie.

    Cudny post, przepraszam za tak chaotyczny komentarz, obserwuję.

    Pozdrawiam,
    Venus
    http://letters-to-venus.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie,jest w tym coś, z czym trudno się nie zgodzić.
    Myślisz, że ludzie, którzy nie lubią przebywać w samotności po prostu siebie nie lubią/ nie akceptują? Dlatego potrzebują akceptacji i uwagi kogoś innego aby poczuć się lepiej, albo by nie zaprzątać sobie głowy właśnie tymi wątpliwościami...
    Większość swojego życia spędzamy samotnie, nikt nie poukłada nam w głowie, to my musimy o to zadbać.
    I w sumie to ja w taki sposób dotychczas patrzyłam na samotność - lubię przebywać z ludźmi ale też przy jakichś wypadach które zwyczajnie robią się nudne albo zaczynają mnie męczyć od razu chcę wrócić do domu, do łóżka i swoich myśli. Wrócić do swojej kochanej samotni.
    I rzeczywiście, masz sporo racji z tym, że nie powinno się zwracać uwagi na to, że wychodzi się gdzieś samemu. Zawsze można zabrać ze sobą jakąś książkę - kolejna moja najlepsza przyjaciółka!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natchnęłaś mnie :) Traktuję Twoje pytanie trochę osobiście, ponieważ jeszcze rok temu nie akceptowałam samotności, lecz nigdy nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego... Czy należałam do tej grupy osób, która siebie nie akceptuje? Nie akceptowałam jedynie tego, że przez moją inność nie akceptują mnie rówieśnicy. Byłam kiedyś okropną zazdrośnicą i pragnęłam mieć to, co inni. Większość ludzi miała z kim rozmawiać, wychodzić do miasta, bawić się... Ja tego nie miałam i znacznie ciężej mi było znaleźć choć jedną osobę, która znosiłaby moje towarzystwo. Mogło też to wynikać z nudy, lecz czy się nudziłam we własnym towarzystwie? Nie pamiętam, jednak pewnie tak - nie miałam żadnej pasji, zainteresowań... Później, choć miałam ich coraz więcej, chore pragnienie zdążyło się we mnie już zakorzenić. Mogła to też być zwyczajna potrzeba wygadania się, pójścia gdzieś z kimś... Zakiełkowało we mnie też to, że koniecznie trzeba mieć przyjaciół, koniecznie trzeba mieć znajomych, przebywać z nimi, a ja nie mogłam się pod to dostosować i stąd znienawidzenie samotności.
      Być może nie istnieje konkretny powód, dlaczego ludzie nie lubią przebywać sami. Wśród wielu czynników może być także ten, który podałaś - nie akceptacja siebie. Bo ciężko przebywać z kimś, kogo się nie znosi (w tym przypadku ze sobą samym).

      "większość swojego życia spędzamy samotnie, nikt nie poukłada nam w głowie, to my musimy o to zadbać" - trafnie ujęte. Ludzie jednak oczekują, że inni zadbają o psychikę drugiego człowieka. W psychicznych sprawach nikt nie jest w stanie nam pomóc, jeśli sami sobie nie pomożemy. Mam na myśli to, że ktoś może starać się poukładać nam w głowach, ale to są słowa, które albo przyjmiemy, albo odrzucimy. Słowa ludzi mogą nas jedynie natchnąć do zmiany, pomóc, ale ostatecznie to my wykonujemy całą robotę w układaniu życia. Jak nie będziemy tego chcieli, nikt za nas tego nie zrobi.

      Usuń
  4. Kiedy byłam młodsza akceptowałam samotność- lubiłam ją. Jednak im jestem starsza tym mi trudniej. Znudziły mi się już samotne spacery, siedzenie na ławce. Chciałabym wreszcie się z kimś spotkać, pogadać. Kiedyś na moim blogu spotkałam się z komentarzem, że nie powinnam narzekać, bo w końcu mam rodzinę, ale jest taki wiek, kiedy rodzice nie wystarczają i chcesz mieć przyjaciela- rówieśnika.
    Masz pięknego bloga:*
    Pozdrawiam
    http://caro-say-hello.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny post jak zwykle, też sądzę, że samotność jest szansą na rozwój samego siebie. Ale wydaje mi się, że samotność w czterech ścianach z czasem staje się coraz bardziej uciążliwa.
    Pozdrawiam mistrz8454
    http://xzycienastolatka.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz bardziej uciążliwa? Mógłbyś bardziej rozwinąć?

      Usuń
    2. Coraz bardziej uciążliwa? Mógłbyś bardziej rozwinąć?

      Usuń
  6. Ja coś wiem o samotności, myślę że to co bym tu dodała to fakt że trzeba zachować jakaś równowagę. Ja teraz jestem w etapie gdzie w sumie oprócz rodziców nie mam zupełnie nikogo 0 znajomych. Jest to dla mnie trudny okres bo nie lubię wychodzić z domu sama, wynika to z tego że często jak jestem sama (w dodatku z aparatem) to ludzie się na mnie patrzą a ja zaczynam się tym przejmować. Kiedy byłam z kimś nie zwracałam na to uwagi bo zajmowałam się obecnością drugiej osoby. Teraz nie umiem się odnaleźć wśród ludzi chyba że mam słuchawki.Połączenie muzyki i aparatu byłoby cudowne ale boję się że skończy się to tym że ktoś mnie napadnie.
    Może nie potrzebnie tak się tu zwierzam, wybacz mi za tak długi komentarz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz? Też kiedyś miałam z tym problem... Wyjść samej gdziekolwiek... Wydawało mi się, że koniecznie trzeba mieć kogoś, by pójść na wernisaż, do kina, do parku... Zrozumiałam, że to kwestia nastawienia i początkowo rzeczywiście, podobnie jak Ty czułam się niekomfortowo, obserwowałam, czy ktoś nie zwraca uwagi na to, że jestem sama... Nie jest to łatwe: przebywać samemu na zewnątrz. Z drugiej strony jednak zaczęłam się zastanawiać: dlaczego przez to, że nie mam znajomych, którzy lubiliby chodzić na wernisaże, mam rezygnować z tego, co lubię, a mój dom ma stawać się moim więzieniem? Przyzwyczaiłam się. Przestało mi to przeszkadzać. Kwestia zrozumienia paru spraw, oswojenia się i przyzwyczajenia. Myślę, że Tobie również przestanie to przeszkadzać, jeśli tylko dasz sobie trochę czasu.
      Spokojnie, jeśli nie chcesz się tak bardzo otwarcie pisać forum, możemy porozmawiać prywatnie poprzez meile albo jakiś komunikator :)

      Usuń
    2. Ja raczej mam problem głównie jak jestem z aparatem fotograficznym bo wtedy widzę jak ludzie się patrzą, jakby było to coś bardzo dziwnego. Po za tym już kilka razy byłam w sytuacji że ludzie nieudolnie gapili się i mnie obgadywali na swoje nieszczęście nie miałam nawet słuchawek wtedy :( Ogólnie chyba nie jestem postrzegana nigdzie pozytywnie przez kogokolwiek. W sumie nie wiem czemu czy naprawdę tak źle wygląda? Rozumiem że teraz jestem grubsza ale kiedyś nie byłam a miałam tak samo więc to chyba nie chodzi o tuszę. Chyba najgorsi są ludzie w grupach i starsze osoby.

      Usuń
    3. Ah... teraz widzę. Jak jest się samemu i się zlewa z tłumem, nikt nie zwraca uwagi, jednak jak jest się w tłumie i robi się coś zupełnie odmiennego, wszyscy zwracają uwagę. Nawet ja, jak widzę na ulicy człowieka robiącego zdjęcia, malującego obraz, grającego na gitarze, od razu moja uwaga koncentruje się na tej osobie.
      Gapią się i obgadują tylko, jak jesteś z aparatem, czy niezależnie od tego, co robisz? Jeśli chodzi o gapienie się ludzi, gdy robisz zdjęcia... Ludzie zawsze będą oceniać. To trochę, jak na pewnym obrazku, który kiedyś wygrzebałam z sieci: drogą szli mężczyzna, kobieta i osioł. Przechodzący ludzie krytykowali ich, niezależnie od tego, co robili. Osioł szedł z bagażami - co za ludzie, że tak wykorzystują osła. Osioł szedł bez bagaży - co to za ludzie, że nie wykorzystują osła. Mężczyzna jechał na ośle - co za mężczyzna, że nie pozwala kobiecie wsiąść na osła.
      Kobieta jechała na ośle - co za kobieta, że każe się traktować, jakby była księżniczką.
      Oboje jechali na ośle - co za ludzie, zamęczą osła.
      Krytycy znajdą się zawsze, jednak krytykują i obgadują najczęściej ci, którzy sami nic nie robią lub nie mają odwagi, żeby to zrobić. Kiedyś wysłałam pracę na konkurs i mimo, że jako jedyna ze szkoły dostałam wiadomość, by pojawić się na rozdaniu nagród, nie otrzymałam żadnej. Podeszłam do jednego z jury, by powiedzieli, co w mojej pracy jest nie tak. Posypała się fala krytyki, mimo że wszystkim, którym ją pokazywałam, podobała się. Chwilę później okazało się, że chłopak ten od paru lat nie pisze. Przestał to robić, nie wiadomo z jakiego powodu. Pewnie ktoś kiedyś również obsmarował go błotem, to ja się nie dziwię, że całą frustrację przelał na mnie... Pewnie zazdrościł :P I tak jest zwykle z ludźmi - krytykować potrafi każdy, ale próbuje samemu coś zrobić niewielu.
      Dlatego staraj się nie przejmować, rób swoje to, co kochasz. Być może obgadują, gdy jesteś z aparatem, bo sami nie potrafią wziąć się za swoje życie. Popatrz na to z tej strony, że wśród tych, którzy obgadują, co robisz, może znaleźć się ktoś, kto zainteresuje się Twoją fotografią i Cię o to zagada. Kiedyś, jak szłam z koleżanką przez miasto, trafiłyśmy na chłopaka, który świetnie grał na gitarze. Koleżanka zaciekawiła się jego grą, podeszła do niego i zaczęli rozmawiać. Przyglądałam im się z daleka i widziałam, że świetnie się dogadują.
      Nie przejmuj się, rób swoje... Spróbuj znaleźć coś, co pozwoli Ci w tych sytuacjach poczuć się lepiej, odwrócić uwagę od innych ludzi.

      Usuń
    4. Akurat mnie obgadywały dwie dziewczyny które siedziały koło mnie i mówiły coś o mojej twarzy chyba, a że jechałam metrem to i tak nie wiele słyszałam. Niby starły się być dyskretne ale miałam ochotę wstać i zapytać się o co im chodzi. Pewnie bym tak zrobiła gdybym ja tez była z koleżanką. Ja się chyba po prostu niekomfortowo czuje wśród tłumu ludzi, chociaż wiem że staram się tego nie okazywać.

      Usuń
    5. Jak pisałam - krytycy i obgadywacze znajdą się zawsze, bez względu na to, jakie działania podejmujemy i jacy jesteśmy. Ludzie lubią obgadywać, bo zazdroszczą, bo widzą jedynie w jednym kolorze. Nie widzą pewnych rzeczy, są zaślepieni, nie dostrzegają, że mogą być różne przyczyny tego jacy jesteśmy i jak się zachowujemy, nie zdają sobie sprawy z tego, że dla większości ludzi będzie to raniące (nie przejmą się tylko Ci z dużym dystansem do siebie lub mający podobne postrzeganie cierpienia i opinii innych ludzi do mojego). Jedyne, co mogę Ci poradzić, to żebyś znalazła coś, co pozwoli Ci się nie przejmować. Może zajęcie się własnymi sprawami, nie zwracanie uwagi na otaczających ludzi, zgłębianie się w myślach? Pamiętaj, tylko Ty znasz swoją wartość i znaczysz więcej, niż myślą Ci, którzy Cię obgadują.

      Usuń
  7. Samotność jest dobra, osamotnienie już niekoniecznie. Jako "przeciętna introwertyczka" zapewne wiesz, że my ładujemy swoje baterie właśnie w samotności, podczas gdy ekstrawertycy odwrotnie- potrzebują do tego towarzystwa. Natury nie zmienimy, co nie znaczy, że ze swej samotni nie wychodzimy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah! Trafna uwaga! Łatwo jej mówić, skoro jest introwertyczką (mówi o sobie).
      Jednak, czy każdy z nas jest w stanie uciec od samotności? Fakt, natury nie zmienimy i ekstrawertyk, bez względu na to, co by robił, zawsze będzie mu potrzebne towarzystwo. Chcę jedynie wskazać korzyści, które niesie za sobą samotność i może na przykład taki ekstrawertyk odnajdzie coś tutaj dla siebie, co pozwoli mu choć trochę przetrwać chwile samotności... Są też pewnie tacy, jak ja kiedyś, którzy z natury są introwertykami, jednak usilnie dążą do towarzystwa, bo zostało im wmówione, że koniecznie trzeba przebywać jak najdłużej z ludźmi, by coś znaczyć w tym świecie.

      Usuń
    2. A propos ostatniego zdania: mnie cały czas się powtarza abym więcej mówiła. Ludzie chcą mnie "uspołeczniać". Nie rozumieją, że ja tego nie potrzebuję, że wolę słuchać niż mówić itd. Ehh... taki los introwertyka :P

      Usuń

Nowe posty w każdy piątek o 20:00.