12 stycznia 2017

Powrót

Dzień dobry! Cześć! Czołem! Witajcie!
      Jakkolwiek by nie rozpocząć, każde zdanie będzie w tej sytuacji zbyt śmieszne lub zbyt ckliwe. Najlepiej jest to wyrazić jednym słowem: powróciłam. Nie liczę na to, że ktoś został, choć byłoby mi niezmiernie miło, gdyby się okazało, że jest jeszcze ktoś, kto przez cały ten czas w głębi serca liczył na to, że jeszcze wrócę. Dziękuję tym, którzy wierzyli.
       Mówią, że tłumaczą się jedynie ludzie mało pewni siebie, nieodpowiedzialni. Jakkolwiek, by to o mnie nie świadczyło, pojawienie się po tak długiej nieobecności wymaga jednak jakiegokolwiek wyjaśnienia - przynajmniej w moim mniemaniu. W pewnym momencie obudziłam się i spytałam samą siebie "co ja k*** robię?". Wiecie, że nie mam w zwyczaju kląć, lecz pewna sytuacja nagle mnie w czymś uświadomiła i żadne inne słowa nie były w stanie oddać tego, co poczułam. Zrozumiałe, jeśli coś zajmuje mniej lub więcej czasu, jeśli przez to trzeba zrezygnować z niektórych rzeczy, jednak jest to nienormalne, gdy ta rzecz / czynność zaczyna zastępować każdy aspekt życia. Musiałam dotrzeć dopiero do tego punktu, by zrozumieć, że w gruncie rzeczy się wyniszczam. Zwolniłam. I tak szybko tego nie zmienię. Czy słusznie robię? Dla siebie na pewno, a reszta może nawet przeminąć, ponieważ - heloł! - jest ona grą niewartą świeczki, jeśli ceną ma być przepłacenie zdrowia, czy też "najlepszych lat swojego życia". Dzięki, Faust - dobrze wiesz, o co chodzi :) Nie tylko ludzie są w stanie założyć nam kajdany na ręce, dlatego pamiętajcie - nie pozwólcie się zniewolić.
      Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia wkrótce,
Marika.
Nowe posty w każdy piątek o 20:00.