
Miałam na dzisiaj w planach zupełnie inny temat, jednak zmieniło się to pod wpływem filmu obejrzanego przeze mnie jakiś czas temu. Mowa natomiast o "Pragnieniu miłości"- historii Alejandry, która po śmierci matki przeprowadza się z ojcem do Mexico City. W nowej szkole poznaje grupę znajomych, którzy pewnego dnia zapraszają ją na imprezę. Podczas niej dochodzi do stosunku między nią, a Josem, którego ma na oku jedna z jej nowych koleżanek. Całość zostaje nagrana telefonem, a następnie rozesłana w sieci... Film jest niezwykle wstrząsający i z tego powodu chciałabym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami, a także przemyśleniami. Jeśli jeszcze go nie widzieliście, zachęcam do obejrzenia -> klik, a tych, którzy zdążyli już się z nim zapoznać, lub chcą jedynie pokrótce zapoznać się z fabułą bez szczególnego oglądania, zapraszam do dalszej lektury.
Przyznam szczerze, że momentami film dłuży się niemiłosiernie. Mam tu na myśli chociażby początkową scenę, kiedy mężczyzna jedzie autem, lub końcową, kiedy płynie motorówką... Mimo tego warto dotrwać do końca, ponieważ poruszony zostaje niezwykle istotny problem - przemoc w szkole oraz nie akceptacja ze strony rówieśników. Zawarte zostało w nim wiele wstrząsających scen, w których dochodzi do terroryzowania bohaterki. Molestowanie, gwałt, obszczanie, scena z tortem, zamknięcie w łazience... To tylko niektóre zachowania rówieśników wobec Alejandry. Przerażające jest to, do czego zdolni są ludzie, gdy mają poczucie bezkarności, a także to, że dzieje się to na co dzień w świecie rzeczywistym. Oczywiście, sceny ukazane w filmie to skrajne przypadki, jednak wciąż słyszy się o ludziach, którzy przez lata byli dręczeni w szkole. Najgorsze, że nikt wtedy nie reaguje i cała prawda wychodzi najczęściej wtedy, gdy jest już za późno... Film pokazuje, że człowiek jest tak naprawdę w stanie zrobić wszystko - stać się diabłem w ludzkiej skórze i czynić piekło na ziemi. Od razu przychodzą mi na myśl dwa cytaty:
"Piekło to inni" - Jean - Paul Sartre
"Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tu" - William ShakespeareW filmie, jedną z rzeczy, które najbardziej uderzają, to brak reakcji ze strony obserwatorów oraz nauczycieli. Łatwiej jest przymykać oko, niż pomóc. Rozumiem jeszcze uczniów - choć ich obojętność jest hańbiąca, jednak bali się wychylać, reagować, bo być może oni również staliby się ofiarami. Jednak to nie usprawiedliwia. Dla ofiary, gorsi od oprawców są właśnie ci obojętni na los, ponieważ do nich żywi się nadzieję, że jakoś zareagują, podczas gdy tak naprawdę pozostają głusi i niewidomi na to, co się dzieje.
Jej późniejsza obojętność jest już jak najbardziej zrozumiała. Na początku reagowała na swój sposób - ignorowała, próbowała uciec... Była nieśmiałą, introwertyczną, słabą osobą, dlatego nie była w stanie inaczej się bronić. Ludzie, którzy są terroryzowani, najczęściej odznaczają się właśnie takimi cechami, dlatego też czasami pozwalają siebie tak traktować. Mogła powiedzieć o tym ojcu, nauczycielom, komukolwiek, jednak nie chciała obarczać problemami swojej najbliższej osoby, która już i tak nie potrafiła do końca poradzić sobie ze śmiercią swojej żony. Tym samym Alejandra wolała ukrywać to, co się stało. Z tego też powodu pojechała na wycieczkę. Była ona obowiązkowa i gdyby zdecydowała się zostać, musiałaby opowiedzieć o całej sytuacji, którą wolała przemilczeć z wiadomych powodów. Pojechała na nią również w nadziei, że może sytuacja się poprawi. Myślała, że wycieczka pozwoli jej pokazać się z zupełnie innej strony, dojść do porozumienia z ludźmi, którzy tak szczerze nią gardzili. Dopóki istnieje nadzieja, dopóty ofiara będzie starała się przekonać do siebie oprawców, wiedząc podświadomie, że i tak nic nie dadzą jakiekolwiek działania.
Na wycieczce przestała reagować, co było wynikiem tego, że ci ludzie mieli nad nią już pełną władzę. Nawet jakby chciała, nie byłaby zdolna do tego, by się przeciwstawić. Stała się kukłą, chodzącą marionetką w rękach silniejszych od siebie. Często się zdarza, że ofiary po jakimś czasie same poddają się swoim katom, a nawet z nimi współpracują. Wydaje mi się, że jest to naturalne, psychologiczne zjawisko.
Jeszcze przychodzi mi na myśl ostatnia scena, w której ojciec zabija jednego z oprawców swojej córki, wyrzucając go związanego za burtę na środku morza/oceanu. Przez chwilę widz ma jeszcze nadzieję, że mężczyzna się rozmyśli, wróci i uratuje chłopaka, jednak po chwili przychodzi uświadomienie sobie tego, że facet podjął już decyzję i się nie wycofa. Wymierzył sprawiedliwość z zimną krwią - nawet się nie zawahał. Widać tu ogromną miłość do córki, rozpacz, a także całkowite załamanie, depresję, które pozwalają postępować w bezwzględny sposób bez zająknięcia. Rzuca się w oczy także jego samotność - to, że nikt nie chciał i nie był w stanie mu pomóc, przez co został z tym wszystkim sam. Jego czyn był aktem desperacji w obliczu tego, co się stało.
Choć wykonanie filmu mogłoby być o niebo lepsze, jednak nawet bez tego skłania on do refleksji nad postępowaniem wobec drugiego człowieka. Bez względu na czyny, nikt nie powinien być traktowany gorzej od śmiecia. Najgorsze jest wtedy, gdy grupa zaczyna w ten sposób postępować wobec kogoś, kto niczemu nie zawinił, a często się zdarza, że ludzie są piętnowani za ubiór, wygląd, inne zachowanie, wartości, poglądy... Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, co skłania prześladowców do postępowania w ten sposób wobec niewinnych. Chęć dominacji nad innymi? Łatwa możliwość wyżycia się za krzywdy, których doznaje się od silniejszych od siebie? Chęć zaimponowania? Nie mówię, że trzeba lubić każdego, ponieważ wszyscy z pewnością mogą wskazać cechę, która ich najbardziej irytuje, jednak na pewno każdemu należy się jakikolwiek szacunek i akceptacja. To przykre, że żyjemy w XXI w., a wciąż nie wszyscy potrafią z godnością traktować drugiego człowieka. Warto mieć na uwadze, że takie prześladowanie (szczególnie we wczesnych etapach) może nieść za sobą poważne konsekwencje, i choć oprawcy zapominają o swoich ofiarach, ich czyny przez całe życie mogą oddziaływać na psychikę ludzi, których niszczyli.
