22 września 2016

Ciemna Strona Mocy


      Zło jest wszędzie. Czytamy o nim w gazetach. Widzimy w telewizji. Mijamy na ulicach. Doświadczamy w swoim życiu. Jesteśmy jego źródłem lub ofiarą. Uczestnikiem lub jego widzem. Zło może przybierać różne formy; krzywdzenie innych, wyniszczanie własnego organizmu i zatruwanie psychiki. Zło kryje się w pozornie nic nie znaczących gestach i słowach kierowanych w stronę drugiego człowieka. Mogą być jednak zaczątkiem piekła. Wszelkie zachowania autodestrukcyjne, wszelkie myśli wyniszczające nasz umysł… Wyładowywanie napięcia na sobie jest pewną formą zła, ponieważ jeśli nie szanujemy siebie, w takim razie kto ma szanować nas. Zło jest przemocą. Zło jest niszczącym słowem. Zło jest pobiciem, kradzieżą, zabójstwem, gwałtem. Zło jest znęcaniem się nie tylko nad ludźmi, lecz także nad zwierzętami. Zło jest nagrywaniem na komórkę, jak ktoś niszczy drugiego człowieka. Zło jest obojętnością - milczącą zgodą na obserwowane piekło. Patrząc na to wszystko ktoś powiedziałby, że człowiek to zwierzę. Nie, człowiek nie jest zwierzęciem… Człowiek jest czymś gorszym, bardziej parszywym… Wszystkie istoty żywe, jeśli krzywdzą, to tylko po to, by przeżyć i zapewnić sobie byt… Naturalna kolej rzeczy. Jedynie człowiek jest w stanie czynić zło dla zabawy, by krzywdzić dla samej idei krzywdzenia, by niszczyć dla samej idei niszczenia.
      Ludzie obarczają Boga wszelkim złem dziejącym się na Ziemi. Przez wzgląd na to, że to On jest stwórcą świata, obwiniają go również o stworzenie zła. Oskarżają Boga o obojętność i brak jakiegokolwiek działania w sprawie panujących chorób, wojen, głodu, cierpienia. Jednak, czy tak naprawdę jest to wina Boga? Jestem zdania, że to my w pełni kontrolujemy nasze życie, więc całe piekło na ziemi jest naszą winą. Bóg nie mówi "Hej, ty, idź go zabij, bo mnie zdenerwował". Jeśli w jakikolwiek sposób kogoś skrzywdzimy, to my jesteśmy w pełni odpowiedzialni za swoje czyny. Jak w takim razie wyjaśnić zło? Skąd się w nas ona bierze? Kiedyś go nie rozumiałam. Nie potrafiłam wytłumaczyć, skąd w ludziach jest tyle negatywnych emocji, przez które człowiek jest w stanie zniszczyć drugą istotę. Wydawało mi się to o tyle prymitywne, że przecież uważamy się za inteligentniejszych od zwierząt, a momentami postępujemy gorzej od nich… jak potwory. Natomiast dzisiaj, stojąc przed tym problemem, w moim mniemaniu zło jest wynikiem braku świadomości. Gdyby człowiek był w pełni świadomy, nie byłby w stanie dokonywać zła. Mam tu na myśli pełną świadomość sytuacji – nie tylko tego, co się robi, lecz także tego, jakie niesie za sobą skutki… Przypuśćmy, że przepełnia mnie nienawiść. Pragnę zemsty. To jest mój cel – ktoś ma cierpieć. W tym momencie moje trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość jest przysłonięte przez chore żądania. Nawet nie próbuję analizować tego, jakie straty może przynieść moja zemsta. Nie patrzę na
to, że po dokonaniu złego czynu życie tego jednego człowieka może przerodzić się w prawdziwy koszmar. Po co mam to analizować? Ważne staje się samo dokonanie zemsty, poczucie sprawiedliwości. Reszta przestaje być ważna. Myślę, że w ten sposób działa umysł każdego, kto popełnia zło. Są jak ślepcy, którzy nie potrafią dostrzec niczego poza to, czego pożądają i co doprowadzi do tego. Tym samym nie analizują ani za, ani przeciw. Wiedzą, że zabijają, kradną, poniżają innych, i cel ten hamuje dalsze myślenie – co się stanie po zaspokojeniu własnych zachcianek. Widzą, że ktoś cierpi. Osiągnęli sukces – przecież o to im chodziło. Dalszymi losami przestają się interesować, bo i po co zaprzątać sobie tym głowę? Pragnęli jedynie zrobić daną rzecz, skrzywdzić jedynie w tej jednej chwili, lecz umknęło im to, że skutki ich działa rozciągną się na kolejne godziny, dni, tygodnie, miesiące, czasami nawet na całe życie.  
Nie tylko osoby, które krzywdzą, są odpowiedzialne za cierpienie człowieka, lecz także ludzie, którzy pozostają obojętni na czynione zło, o czym wspominałam już w poprzednim artykule. Jeśli jesteśmy bezczynnymi obserwatorami, przyczyniamy się do zła. Wydaje nam się, że to, co obserwujemy, nas nie dotyczy, jednak największym bólem nie jest krzywda. Największym bólem jest świadomość, że całą sytuację obserwują ludzie, mogący udzielić pomocy, jednak nie robiący nic, by się temu przeciwstawić. Z czego to wynika? Strach przed wyciągnięciem ręki? Psychologia tłumu, że jeśli ktoś coś robi (w tym przypadku pozostaje obojętny), to reszta robi to samo? Strach przed tym, że sprawca zada ból również pomagającemu? Jakiekolwiek tłumaczenie by nie było - jest ono jedynie tanią wymówką, przykrywką skrywającą egoistyczną naturę człowieka. Jest zaślepieniem i niedostrzeganiem tego, że obojętność również może uczynić wiele zła.
Będąc przy tym temacie, zastanawiam się również nad tym, dlaczego zło wyciąga po nas ręce, podczas, gdy dobro siedzi bezczynnie i przypatruje się rozwojowi wydarzeń. Rozwiązanie przybywa wraz z obejrzeniem trzech pierwszych części "Gwiezdnych Wojen". Wszyscy wiemy, że Anakin Skylwaker ostatecznie wybiera Ciemną Stronę Mocy i staje się siejącym grozę Darthem Vaderem. Kiedyś już stracił bliską mu osobę - własną matkę. Mimo świadomości posiadania ogromnej mocy, która jest w stanie pokonać śmierć, przez brak doświadczenia nie był w stanie jej użyć w odpowiedniej chwili. Jeszcze zanim zginęła, Anakin miał sny, w których jego matka umierała. Podobne pojawiały się w przypadku Padme, która zaszła z nim w ciążę. Bał się, że sytuacja się powtórzy; pragnął zrobić cokolwiek, co uratowałoby jego ukochaną. O pomoc zwrócił się do Yody, lecz usłyszał jedynie, że strach przed stratą prowadzi na Ciemną Stronę Mocy. Śmierć jest naturalną częścią istnienia, zatem Anakin powinien radować się, że ktoś bliski przemienia się w Moc. Powinien opłakiwać, lecz nie żałować. Natomiast Kanclerz Palpatine karmił Anakina opowieściami o sile i możliwościach Ciemnej Strony Mocy. Jeśli tylko ulegnie złu, życie Padme będzie bezpieczne, a on sam zapozna się z potężniejszymi tajnikami magii. Niestety, zmiana stron nie powstrzymała śmierci ukochanej, a dodatkowo Anakin zaczął przesiąkać złem. Zabijał, nienawidzil wszystkich, których kiedyś cenił, a przede wszystkim znienawidził również samego Obi-Wan Kenobiego, który wcześniej był dla niego jak przyjaciel.
Ciemna Strona Mocy oferowała to, czego Anakin pragnął - życie Padme, potęgę, moc. Zapewniała to, że już zawsze będzie mógł pokonać śmierć. Natomiast Jasna Strona Mocy dawała jedynie puste słowa; kazała akceptować i być niewzruszonym na śmierć bliskiej osoby. Myślę, że podobnie jest w świecie realnym. Dobro wymaga, byśmy postępowali tak, a nie inaczej, a czasami każe jedynie akceptować i nie podejmować żadnych działań. Chcemy coś osiągnąć – musimy nad tym pracować. Sami musimy kształtować siebie, swój charakter, stan życia. Dopiero wtedy osiągamy to, czego pragniemy. Natomiast zło wszystko podaje na tacy. Nie musimy robić zbyt wiele, by dostać niemalże wszystko. Przekładając to na praktykę, załóżmy że potrzebne mi są pieniądze. Droga pierwsza prowadzi przez samodoskonalenie się, podjęcie pracy, wkładanie wysiłku, co ostatecznie pozwoli mi zyskać wymarzoną ilość gotówki. Droga ta jest kręta i nie zawsze pewna. Jednak satysfakcją jest, gdy w końcu uda się zarobić pierwsze pieniądze. Druga droga jest błyskawiczna. Kradzież. Wystarczy się rozejrzeć, podejść do jakiegoś człowieka i zabrać portfel. Idąc tą drogą, wszystko to, czego pragniemy, możemy dostać niemalże za darmo. Jednak, jak wszystko na świecie, również i to ma swoją cenę… Idąc ścieżką dobra odbywa się to kosztem naszego czasu, a czasami nawet zdrowia. Za zło również jest płacona cena, tyle że kosztem innego człowieka.
Zło sięga po nas, podczas gdy dobro siedzi bezczynnie? Nie, obie strony walczą o nas. Dobro nie siedzi bezczynnie. Oferuje nam wiele, jednocześnie wymagając od nas byśmy podjęli jakikolwiek wysiłek. Zło natomiast daje nam wszystko za darmo. Ktoś mógłby spytać, dlaczego w takim razie i dobro nie chce nam dać niczego na tacy. Ja natomiast spytałabym o to, dlaczego to zło właśnie tak postępuje? 
Może walka między dobrem a złem jest jedynie wymysłem ludzi, którzy bali się przyjąć na siebie odpowiedzialność? Walka dobra ze złem – jak łatwo jest wtedy zrzucić winę – „to nie ja to zrobiłem, lecz to zło mnie skusiło”. Może obie te siły siedzą bezczynnie, gdy człowiek do nich przychodzi z problemem i wykładają jedynie swoje karty, którymi zostały obdarowane… Oferują wtedy jedynie to, co posiadają, na podstawie tego, jak zostały skonstruowane. Człowiek może wybrać między dwoma rozwiązaniami i to on, bez żadnego nacisku, kuszenia, manipulacji, wybiera drogę, którą chce podążyć. Wydaje mu się, że jest kuszony, lecz czy naprawdę tak jest? Może on sam jest zbyt leniwy, by osiągnąć coś samemu? Może woli, by ktoś inny zapłacił cenę za coś, co on dostanie za darmo?


Zastanawiam się także nad samym postrzeganiem dobra i zła. Pojmujemy je jako dwie przeciwstawne siły. Co by było jednak, gdybyśmy spojrzeli na dobro i zło jak na dwie strony tego samego medalu? Jak postrzegalibyśmy pewne zdarzenia, gdyby się okazało, że obie te siły mają to samo oblicze? Czasem ktoś nas krzywdzi, jednak czy bez tego stalibyśmy się tymi ludźmi, którymi jesteśmy teraz. Gdy czyniona jest nam krzywda, być może to jest właśnie szansa na zmianę siebie, dostrzeżenie pewnych rzeczy, które na co dzień nam umykają. Dane zdarzenie jest przyjęte jako złe, jednak skoro dzięki niemu przeszliśmy pozytywną przemianę, lub zaczęliśmy pojmować daną rzecz inaczej, lepiej, niż kiedyś, to czy to zdarzenie nadal jest w stu procentach złe? Zło i dobro jako dwie strony tego samego medalu… Coś, co robimy, niekoniecznie może być dla innych dobre, i odwrotnie – coś, co robią inni, niekoniecznie może być dobre dla nas. Krzywdzimy jakiegoś człowieka. Dla nas samych jest to dobre – w zależności od tego, co temu człowiekowi zrobimy, wzbogacimy się, wyrzucimy z siebie złe emocje, podbudujemy własne ego…, jednak dla krzywdzonego człowieka będzie to złe – coś straci; coś materialnego lub coś duchowego, a czasami obie te rzeczy.
      Wybór między dobrem, a złem, to tak naprawdę wybór między jednym dobrem, a drugim… Tyle że pierwsze dobro ma na celu ochronę szczęścia innych, lecz nie zawsze nasze... Zależy od tego, czy radość innego człowieka odbieramy jako własną. Natomiast drugie dobro jest egoistyczne - dotyczy tylko i wyłącznie nas samych. Zyskujemy tylko i wyłącznie my, kosztem drugiego człowieka.
      Mimo tego, co napisałam, nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie usprawiedliwić zło. Czynimy je, będąc nieświadomymi, jednak trzeba wziąć pod uwagę fakt, że przede wszystkim my sami jesteśmy odpowiedzialni za siebie, za czyny, które popełniamy, słowa które wypowiadamy oraz za rzeczy, których jesteśmy świadomi lub nie. Naszym obowiązkiem jest trwać w świadomości, analizować teraźniejszość, rozumieć pewne mechanizmy, a gdy ich nie rozumiemy, zgłębiać je i poznawać.
Nawet zło czynione w zemście nie ma usprawiedliwienia, gdyż odpłacając się za wyrządzoną krzywdę, jedynie napędzamy wrogą machinę. Wystarczająco dużo jest na świecie złej energii, byśmy dokładali do niej kolejne porcje nienawiści i przemocy. To, co wyrzucamy w eter, powraca do nas… Niekoniecznie w tej samej postaci. Gdzieś czytałam, że w świecie astralnym wszystko, czego się pragnie, można otrzymać od razu i na ziemi byłoby podobnie, gdyby nie to, że na świecie jest zbyt wiele zła, a my sami pozwalamy, by to ono triumfowało w naszym życiu. Otaczamy się negatywnymi rzeczami, emocjami, uczuciami. Widzę to też po sobie – kiedy wysyłam w eter dobro, napawam się pozytywną energią, większość rzeczy zyskuję o wiele szybciej i łatwiej, niż wtedy, gdy narzekam na świat i nic nie robię dla innych. Być może bylibyśmy o wiele szczęśliwszymi ludźmi, gdybyśmy pozwolili prawdziwemu dobru zapanować w naszym życiu.

15 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że zło pociąga, bo jest nieokiełznane, daje nam poczucie mocy, mamy w rękach namiastkę boskiej władzy, czyli potęgę życia i śmierci, to od nas zależy, czy ktoś przeżyje czy umrze, próbujemy dosięgnąć nieba a stykamy się z piekłem, oczywiście jesteśmy wściekli na coś, myślimy nawet o zemście, bo ktoś nas skrzywdził - to normalna ludzka reakcja, w taki sposób odreagowujemy, choćby też wtedy, gdy coś nie idzie po naszej myśli, jedni jednak poddają się uczuciom, bo nie potrafią nad nimi zapanować, a drudzy po chwilowej złości, uśmiechają się i zdają sobie sprawę z tego jak nielogiczne były ich myśli. To już kwestia tego jacy jesteśmy, jacy chcemy być i jacy się stajemy, gdy pozwalamy żeby otoczenie nas lepiło jak glinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... a większość z nas przecież pragnie władzy i czy to nie jest najlepsza droga ku zdobyciu tego, czego się pragnie... Dostrzegam w tym też trochę zaślepienia, o którym pisałam w artykule. Pragniemy władzy, stajemy się zaślepieni... Widzimy, że zło jest w stanie nam to ofiarować, więc po nie sięgamy.
      Dobrze Cię rozumiem, czy trochę za bardzo upraszczam?

      Usuń
  2. Kurczę, jak ja strasznie tego nie lubię, kiedy ludzie celowo próbują szukać wymówek i usprawiedliwienia i potem z tego robi się coś przerażającego. Coś takiego praktykuje moja mama, która automatycznie kiedy jej coś zwyczajnie wypadnie z rąk krzyczy w powietrze "zostaw mi to ty Szatanie". Nie umiem przez to traktować jej tak zupełnie poważnie... Takie "zwalanie winy" widać nawet w naszej kulturze, kiedy posialiśmy gdzieś klucze, telefon czy okulary, a mówimy zdenerwowani, że to diabeł nam przykrył ogonem.
    Oczywiście nie mówię, że religia to absolutne zło (nie mam tu też na myśli jej historii) bo wielu ludzi dzięki niej właśnie nauczyło się odróżniać dobro od zła.
    I to prawda, że zło i dobro są dwiema stronami tej samej monety. Bez jednego nie istnieje drugie. Warto zawsze mieć tę prawdę na uwadze, aby być obiektywnym np. przy osądzaniu kogoś. Chociaż nie wyobrażam sobie zła które jednocześnie może skutkować dobrem dla wszystkich. Podobne zdanie mam np. o poświęceniu życia, zdrowia dla kogoś innego. Nie rozumiem jak może to być społecznie hołubione - przecież w gruncie rzeczy to zło które ktoś sobie wyrządził. Jasne - może i w szlachetnej sprawie ale życie się ma tylko jedno i czy to na pewno jest w stu procentach dobre?
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że jakoś tam dajesz radę na studiach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, jak patrzeć na poświęcenie. Dla tego, kto poświęca swoje życie, na pewno nie jest dobre, bo przecież je traci i już nigdy go nie odzyska... Lecz z drugiej strony przyczynia się do ogólnego dobra innych. Wiadomo, że dobro budowane na cierpieniu, na poświęceniu z przymusu, nie jest dobre, jednak co jeśli ta osoba poświęca się dobrowolnie? Wydaje mi się, że jest to największa forma dobra - poświęcić siebie dobrowolnie, bezinteresownie, nie będąc zaślepionym i omotanym przez drugą osobę... Zrobienie tego w zgodzie ze swoim sumieniem. Dwie strony medalu. Patrząc na tego, kto się poświęca, może to być złem. Patrząc na ludzi - jest to dobre... Biorąc pod uwagę obie strony medalu możemy odnaleźć w tym i dobro i zło. Mniej więcej tak to pojmuję :)

      Usuń
  3. Hym. Zgadzam się z tym co napisałaś i Naprawdę doceniam jak wyczerpująco opisałaś ten temat. Poruszył mnie szczególnie pierwszy akapit.
    Chciałabym coś dodać.
    Ludzie nie krzywdzą tylko dlatego,że nie są świadomi konsekwencji.
    1.Ludzie krzywdzą właśną krzywdą.
    2.Każdy człowiek to egoista ,myśli o swoich uczuciach swoim ja.Nie zaprzeczajmy temu.Trudno nie być egoistą.
    napisałaś ,że ludzie szukają wymówek. Tez mam pewne zastrzeżenie Mariko.Czuję jakbym się mądrzyła teraz, mam nadzieję ,ze tego tak nie odbierasz. Myślę,że człowiek gdy nie pomaga czasem nie jest w stanie. Może kiedyś pomagał i oberwał.I pogorszył sytuację? Przecież to się może zdążyć.
    Co do Boga.Myślę,że daję nam wolną wolę i z pewnością boli go to jak często go odrzucamy.

    No idę szorować podłogę, jeszcze wpadnę :)
    luna-in-the-mira.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaprzeczam ani pierwszemu, ani drugiemu punktowi :)
      Ludzie doświadczają wiele krzywd, przez co się jej uczą i później ją oddają, nawet nie do końca widząc to, że ich zło wynika z tego, co doświadczali. Czy to nie jest pewien rodzaj zaślepienia, nieświadomości?
      Z tym egoizmem też się zgadzam i myślę, że również on nas nakręca. Patrzymy poprzez pryzmat siebie - chcemy coś osiągnąć i nie liczymy się z innymi, z tym że kogoś skrzywdzimy. Przez swój egoizm ranimy innych. Egoizm również podciągam pod nieświadomość.

      Z tym szukaniem wymówek... Może się zdarzyć, jednak czy to usprawiedliwia? Nie zawsze wiemy, co robić w pewnych sytuacjach, jednak już wiele daje sama obecność, bycie przy kimś (nie tylko myślenie o kimś, ale fizyczne bycie obok i przytulenie).

      Usuń
    2. A w sumie tu to mnie złapałaś. Tak w sumie tak.Nie spojrzałam na to w taki sposób chociaż zależy.Naprawdę tak wiele zależy.
      Tutaj z egoizmem odnosiłam się raczej do takiego" a jak ja się czuje teraz?" Człowiek może nie patrzeć ,że krzywdzi drugiego byle było po jemu tak jak on chciał by było.
      A tu to bym manifestowała normalnie ;) przeszłość i doświadczenia ograniczają ludzi i to nie ich wina.

      Usuń
    3. Z tym egoizmem... że chcemy, by coś było po naszemu, nie liczymy się z innymi, krzywdzimy. Na przykład skupiamy się na sobie, bo coś odczuwamy w związku z jakąś rzeczą. Patrzymy na to i ignorujemy fakt, że nasze działania związane z tą rzeczą niszczą drugiego człowieka. O to mniej więcej chodzi?
      Przeszłość i doświadczenia ograniczają ludzi, jednak... kurde, zagięłaś mnie :D Ciężko zaakceptować fakt, że przez to, że człowiek ma złe doświadczenia, nie pomoże potrzebującemu i ten drugi musi cierpieć, bo nie ma od nikogo pomocy. Jednak jest to oczekiwanie, że ktoś przyjdzie z pomocą, a tymczasem jest się zdatnym na siebie.
      To nie ich wina, że źle doświadczali, ale może istotne jest to, by umieć te bariery przełamać i potrafić nieść pomoc temu, kto jest w potrzebie...

      Usuń
  4. Ach zaraz zapomniałam o czymś hah.
    Chciałam o czymś powiedzieć. Jak mówiłaś o tym,że ludzie nie pomagają.Może też nie widzą lub nie wiedzą jak się zachować. Lub nie są w stanie nic zrobić bo mają własne problemy,które też są ciężkie.
    Gdy to czytałam ,przypomniało mi się,jak rozpłakałam się z bezsilności na lekcji. wszyscy widzieli.Nikt się nie spytał. Nikt nic nie powiedział, lekcja toczyła się dalej ,a ja sobie płakałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę ciężko mi uwierzyć, żeby wszyscy w otoczeniu jakiejś cierpiącej osoby, albo nie widzieli, albo mieli własne problemy... Na co dzień stykamy się z tak wieloma osobami... Nie ma możliwości, by ktoś nie dostrzegł i nie ma możliwości, by wszyscy mieli ciężkie problemy. I nie wierzę w "nie wiedzą, jak się zachować". Po prostu nie chcą. Jakby chcieli, a nie wiedzieliby, zwróciliby się do kogoś o radę, co zrobić w danej sytuacji. Jeśli ktoś rzeczywiście czegoś pragnie, stara się do tego dojść.

      Usuń
    2. Oj, naprawdę nie zawsze. Wychowanie bardzo ma wpływ na człowieka.Wielokrotnie słyszałam"nie wchodź komuś w dupę".To na przykład spowodowało,że nie podeszłam do płaczącej dziewczynki mimo,że no zauważyłam,mimo,że cholernie mnie bolało,że płaczę.
      Nie trzeba mieć ciężkich problemów, wystarczy,że się miało nawet błahe i ma się przykre doświadczenie.Albo ktoś miał błahe i sie "zaszkodziło"...

      Usuń
    3. Przyznam, że obrałam na ten problem perspektywę człowieka, który jest raniony i nie może liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Patrząc z perspektywy człowieka, który jest obojętny - masz rację. Wychowanie, problemy, niezauważanie... Tylko czy takie tłumaczenie wystarczy komuś, kto cierpiał i nikt nie zwrócił na niego uwagi... Cierpienie nawet takie, w którym człowiek nie ma siły do dalszego życia. Właśnie taka obojętność może sprawić, że człowiek stanie się obojętny i w ten sposób krąg obojętnych się rozrasta.

      Usuń
    4. Nie wiem Mariko czy wystarczy. Sama byłam niedawno w takiej sytuacji. Bolało,że nikt nie reagował. Czy bym się darła czy nie... Cierpienie też dużo uczy,ale nie można na nie pozwalać. Gubię się w tym świecie ,pełnych tłumaczeń. Bo rodzina mówi tak,a ja chcę robić inaczej,a później boli mnie to ,bo za to obrywam...

      Usuń
    5. Nie wiem czy to co w ogóle pisze ma sens...

      Usuń
    6. Ma sens, przynajmniej ja umiem go dostrzec :)
      Właśnie dlatego obojętność na cierpienie pojmuję jako coś złego. Bo każdy potrafi się tłumaczyć - nie zrobiłam tego, bo mam własne problemy, bo nie chcę widzieć, bo nie wiem, jak zareagować, bo mnie to nie dotyczy. Jednak, co jeśli druga osoba kompletnie sobie nie radzi i potrzebuje drugiego człowieka, bo bez tego wciąż będzie się pogrążać?

      Usuń

Nowe posty w każdy piątek o 20:00.