Ludzie obarczają Boga wszelkim
złem dziejącym się na Ziemi. Przez wzgląd na to, że to On jest stwórcą świata,
obwiniają go również o stworzenie zła. Oskarżają Boga o obojętność i brak jakiegokolwiek działania w sprawie panujących chorób, wojen, głodu, cierpienia. Jednak, czy tak naprawdę jest to wina Boga? Jestem zdania, że to my w pełni kontrolujemy nasze życie, więc całe piekło na ziemi jest naszą winą. Bóg nie mówi "Hej, ty, idź go zabij, bo mnie zdenerwował". Jeśli w jakikolwiek sposób kogoś skrzywdzimy, to my jesteśmy w pełni odpowiedzialni za swoje czyny. Jak w takim razie wyjaśnić zło? Skąd się w nas ona bierze? Kiedyś
go nie rozumiałam. Nie potrafiłam wytłumaczyć, skąd w ludziach jest tyle
negatywnych emocji, przez które człowiek jest w stanie zniszczyć drugą istotę. Wydawało
mi się to o tyle prymitywne, że przecież uważamy się za inteligentniejszych od
zwierząt, a momentami postępujemy gorzej od nich… jak potwory. Natomiast dzisiaj, stojąc przed tym problemem, w moim mniemaniu zło jest wynikiem braku świadomości. Gdyby człowiek był w
pełni świadomy, nie byłby w stanie dokonywać zła. Mam tu na myśli pełną
świadomość sytuacji – nie tylko tego, co się robi, lecz
także tego, jakie niesie za sobą skutki… Przypuśćmy, że
przepełnia mnie nienawiść. Pragnę zemsty. To jest mój cel – ktoś ma cierpieć. W tym momencie moje trzeźwe spojrzenie na
rzeczywistość jest przysłonięte przez chore żądania. Nawet nie próbuję
analizować tego, jakie straty może przynieść moja zemsta. Nie patrzę na
to, że
po dokonaniu złego czynu życie tego jednego człowieka może przerodzić się w
prawdziwy koszmar. Po co mam to analizować?
Ważne staje się samo dokonanie zemsty, poczucie sprawiedliwości. Reszta
przestaje być ważna. Myślę, że w ten sposób działa umysł każdego, kto popełnia
zło. Są jak ślepcy, którzy nie potrafią dostrzec niczego poza to, czego pożądają
i co doprowadzi do tego. Tym samym nie analizują ani za, ani przeciw. Wiedzą, że zabijają, kradną, poniżają innych, i cel ten hamuje dalsze myślenie – co się stanie po zaspokojeniu
własnych zachcianek. Widzą, że ktoś
cierpi. Osiągnęli sukces – przecież o to im chodziło. Dalszymi losami przestają
się interesować, bo i po co zaprzątać sobie tym głowę? Pragnęli jedynie zrobić
daną rzecz, skrzywdzić jedynie w tej jednej chwili, lecz umknęło im to, że skutki
ich działa rozciągną się na kolejne godziny, dni, tygodnie, miesiące, czasami
nawet na całe życie.

Nie tylko osoby, które krzywdzą, są odpowiedzialne za cierpienie człowieka, lecz także ludzie, którzy pozostają obojętni na czynione zło, o czym wspominałam już w poprzednim artykule. Jeśli jesteśmy bezczynnymi obserwatorami, przyczyniamy się do zła. Wydaje nam się, że to, co obserwujemy, nas nie dotyczy, jednak największym bólem nie jest krzywda. Największym bólem jest świadomość, że całą sytuację obserwują ludzie, mogący udzielić pomocy, jednak nie robiący nic, by się temu przeciwstawić. Z czego to wynika? Strach przed wyciągnięciem ręki? Psychologia tłumu, że jeśli ktoś coś robi (w tym przypadku pozostaje obojętny), to reszta robi to samo? Strach przed tym, że sprawca zada ból również pomagającemu? Jakiekolwiek tłumaczenie by nie było - jest ono jedynie tanią wymówką, przykrywką skrywającą egoistyczną naturę człowieka. Jest zaślepieniem i niedostrzeganiem tego, że obojętność również może uczynić wiele zła.
Będąc przy tym temacie, zastanawiam się również nad tym, dlaczego zło wyciąga po nas ręce, podczas, gdy dobro siedzi bezczynnie i przypatruje się rozwojowi wydarzeń. Rozwiązanie przybywa wraz z obejrzeniem trzech pierwszych części "Gwiezdnych Wojen". Wszyscy wiemy, że Anakin Skylwaker ostatecznie wybiera Ciemną Stronę Mocy i staje się siejącym grozę Darthem Vaderem. Kiedyś już stracił bliską mu osobę - własną matkę. Mimo świadomości posiadania ogromnej mocy, która jest w stanie pokonać śmierć, przez brak doświadczenia nie był w stanie jej użyć w odpowiedniej chwili. Jeszcze zanim zginęła, Anakin miał sny, w których jego matka umierała. Podobne pojawiały się w przypadku Padme, która zaszła z nim w ciążę. Bał się, że sytuacja się powtórzy; pragnął zrobić cokolwiek, co uratowałoby jego ukochaną. O pomoc zwrócił się do Yody, lecz usłyszał jedynie, że strach przed stratą prowadzi na Ciemną Stronę Mocy. Śmierć jest naturalną częścią istnienia, zatem Anakin powinien radować się, że ktoś bliski przemienia się w Moc. Powinien opłakiwać, lecz nie żałować. Natomiast Kanclerz Palpatine karmił Anakina opowieściami o sile i możliwościach Ciemnej Strony Mocy. Jeśli tylko ulegnie złu, życie Padme będzie bezpieczne, a on sam zapozna się z potężniejszymi tajnikami magii. Niestety, zmiana stron nie powstrzymała śmierci ukochanej, a dodatkowo Anakin zaczął przesiąkać złem. Zabijał, nienawidzil wszystkich, których kiedyś cenił, a przede wszystkim znienawidził również samego Obi-Wan Kenobiego, który wcześniej był dla niego jak przyjaciel.

Zło sięga po nas, podczas gdy
dobro siedzi bezczynnie? Nie, obie strony walczą o nas. Dobro nie siedzi
bezczynnie. Oferuje nam wiele, jednocześnie wymagając od nas byśmy podjęli jakikolwiek wysiłek. Zło natomiast daje nam wszystko za darmo. Ktoś mógłby spytać, dlaczego
w takim razie i dobro nie chce nam dać niczego na tacy. Ja natomiast spytałabym
o to, dlaczego to zło właśnie tak postępuje?
Może walka między dobrem a złem
jest jedynie wymysłem ludzi, którzy bali się przyjąć na siebie
odpowiedzialność? Walka dobra ze złem – jak łatwo jest wtedy zrzucić winę – „to
nie ja to zrobiłem, lecz to zło mnie skusiło”. Może obie te siły siedzą bezczynnie,
gdy człowiek do nich przychodzi z problemem i wykładają jedynie swoje karty,
którymi zostały obdarowane… Oferują wtedy jedynie to, co posiadają, na podstawie tego, jak zostały skonstruowane. Człowiek może wybrać między dwoma
rozwiązaniami i to on, bez żadnego nacisku, kuszenia, manipulacji, wybiera
drogę, którą chce podążyć. Wydaje mu się, że jest kuszony, lecz czy naprawdę
tak jest? Może on sam jest zbyt leniwy, by osiągnąć coś samemu? Może woli, by
ktoś inny zapłacił cenę za coś, co on dostanie za darmo?
Wybór między dobrem, a
złem, to tak naprawdę wybór między jednym dobrem, a drugim… Tyle że pierwsze dobro
ma na celu ochronę szczęścia innych, lecz nie zawsze nasze... Zależy od tego, czy radość innego człowieka odbieramy jako własną. Natomiast drugie dobro jest egoistyczne - dotyczy tylko i wyłącznie nas samych. Zyskujemy tylko i wyłącznie my, kosztem drugiego człowieka.
Mimo tego, co napisałam, nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie usprawiedliwić zło. Czynimy je, będąc
nieświadomymi, jednak trzeba wziąć pod uwagę fakt, że przede wszystkim my sami
jesteśmy odpowiedzialni za siebie, za czyny, które popełniamy, słowa które
wypowiadamy oraz za rzeczy, których jesteśmy świadomi lub nie. Naszym
obowiązkiem jest trwać w świadomości, analizować teraźniejszość, rozumieć pewne
mechanizmy, a gdy ich nie rozumiemy, zgłębiać je i poznawać.
Nawet zło czynione
w zemście nie ma usprawiedliwienia, gdyż odpłacając się za wyrządzoną krzywdę,
jedynie napędzamy wrogą machinę. Wystarczająco dużo jest na świecie złej
energii, byśmy dokładali do niej kolejne porcje nienawiści i przemocy. To, co
wyrzucamy w eter, powraca do nas… Niekoniecznie w tej samej postaci. Gdzieś
czytałam, że w świecie astralnym wszystko, czego się pragnie, można otrzymać od
razu i na ziemi byłoby podobnie, gdyby nie to, że na świecie jest zbyt wiele
zła, a my sami pozwalamy, by to ono triumfowało w naszym życiu. Otaczamy się
negatywnymi rzeczami, emocjami, uczuciami. Widzę to też po sobie – kiedy wysyłam w eter dobro, napawam się pozytywną energią, większość rzeczy zyskuję o wiele szybciej i łatwiej, niż wtedy, gdy narzekam na świat i nic nie robię dla innych. Być może bylibyśmy o wiele szczęśliwszymi
ludźmi, gdybyśmy pozwolili prawdziwemu dobru zapanować w naszym życiu.
