23 grudnia 2015

"Kocham Karpia" ponad miarę.

        Wielkimi krokami zbliżają się święta. Listy do Mikołaja. Oczekiwanie. Kalendarz adwentowy. Śnieg. Miłość. Zapach świeżo pieczonych pierniczków. Porządki. Choinka. Szykowanie potraw….
        Aż nadchodzi ten dzień, kiedy dzieci wyjmują ostatnią czekoladkę ze swojego kalendarza adwentowego, a na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka. Stół wigilijny – dwanaście potraw. Modlitwa. Dzielenie się opłatkiem i życzenia… Kolacja. Długo oczekiwane prezenty… Święta zwykle kojarzą się z ciepłem, miłością, serdecznością. Ludzie są wobec siebie milsi, niż w pozostałej części roku… Im człowiek staje się starszy, tym coraz bardziej postrzeganie świąt zmienia się.
        Będąc dzieckiem wszystko wydaje się bardziej magiczne. Brzuchaty pan z siwą brodą i workiem prezentów, w saniach prowadzonych przez renifery… Gadające zwierzęta. Oczekiwanie na wymarzony prezent… Gdy dorastamy, dowiadujemy się, że Mikołajem są rodzice, zwierzęta nie są w stanie mówić, a także dostrzegamy, że wymarzoną rzecz możemy dostać/wyprosić od rodziców w każdej chwili (w miarę możliwości finansowych). Wkrótce to my stajemy się Mikołajami, a zwierzęta, jak nie przemówiły od naszej pierwszej gwiazdki, tak nie przemawiają nadal… Chyba, że w bajkach.

        Magia świąt powoli zanika, gdyż zaczynamy dostrzegać rzeczy, które wcześniej nam umykały… Z wiekiem duchowe przeżywanie świąt zaczyna tracić na znaczeniu, ustępując miejsca materializmowi. Skutki tego zjawiska zostały świetnie ujęte w piosence Mai Koman :



        Mikołajkowe czapeczki wśród hallooweenowych masek. Okres przedświąteczny zaczyna się coraz wcześniej i za niedługo dojdzie do tego, że promocje z okazji nadchodzących świąt będą w kwietniu…  Już na początku grudnia sklepy handlowe przystrojone są świątecznymi ozdobami, w marketach po raz wtóry leci „Last Christmas”, a w telewizji oglądamy 10 000 reklam krzyczących, że coraz bardziej zbliża ten wyjątkowy dzień… Firma Coca-Coli promuje swój produkt poprzez czerwoną ciężarówkę i brzuchatego siwobrodego, a Lidl poleca swoje produkty na święta… Przez spłycanie tego bożonarodzeniowego okresu przez media magia świąt słabnie, a my sami zapominamy o tym, że czas ten niesie o wiele głębszy sens.
        Na prezenty i przygotowania wydajemy ogromną ilość pieniędzy. Biegamy po marketach, szukając jak najwymyślniejszych podarków. Według dzisiejszych standardów powinien być jak najlepszy i jak najdroższy… Pierwsze, co przychodzi na myśl, to podarowanie dziecku tabletu, smartfona, laptopa. Co z tego, że dzieci dostaną nową technologiczną zabawkę, skoro później będą przez resztę świąt wpatrzone w ekran? Przestaje się liczyć sam gest, zaczyna się liczyć jakość. A przecież nie o to chodzi w świętach…
        Jak największa ilość ozdób, jak największa ilość potraw. Nieważne, że wyda się na święta fortunę. Przecież są one raz w roku. Ozdoby jak najbardziej wymyślne. Potraw szczególnie 12, najlepiej jak w największej ilości… Przesyt, przesyt, przesyt. Prostota przestaje się liczyć.
        W całym tym zabieganiu o jak najbardziej wymyślne prezenty, ozdoby, potrawy, zapominamy o tym, że święta to czas refleksji, czas dawania od siebie czegoś więcej, niż materialne rzeczy. Co z tego, że podaruję komuś świetny prezent, skoro nie poświęcę nawet 10 minut na rozmowę? Prezenty, jakie by nie były, nigdy nie zastąpią bliskości z drugim człowiekiem. Rzeczy materialne ulegają zniszczeniu. Ozdoby po miesiącu/dwóch powędrują do pudeł, a potrawy wigilijne zostaną wchłonięte, strawione i wydalone. O wszystkim tym się zapomni. O tym, że ktoś podarował nam czas (w tym przypadku zaoszczędził, nie dając ani minuty) zapamiętamy na długo.

        Niesamowity jest moment, kiedy dzielimy się opłatkiem. Wybaczamy sobie, życzymy sobie jak najlepiej… Niekoniecznie. Przez te 10/15 minut jesteśmy wobec siebie sztucznie wylewni, przesłodko życzliwy. Wypowiadamy ckliwe słowa, by za niedługo z tą samą osobą (przypadkowo) wykłócać się o pierdoły, poruszać drażliwe tematy, obgadywać… 
        Pół biedy z tym… Co w momencie, gdy mamy składać życzenia komuś, komu nie jesteśmy w stanie wybaczyć? Fałszywe życzenia, tłumiona wrogość… Życzymy wszystkiego najlepszego, choć najchętniej wbilibyśmy tej osobie nóż w plecy…. Jednak udajemy. Rola została nam narzucona. Wypowiadamy byle co, by tylko przebrnąć przez moment dzielenia się opłatkiem… Ego naszego „wroga” połechtane kosztem naszych nerwów…

        Zapominamy także o duchowym przeżywaniu świąt. Wprawdzie w tym dniu otaczamy się symbolami religijnymi, jednak wkładanie sianka pod obrus, czy pójście do kościoła na pasterkę staje się jedynie rytuałem, który koniecznie należy odprawić... Podczas modlitwy myślimy o burczącym brzuchu. Zamiast spędzać z bliskimi czas, myślimy o odpakowywaniu prezentów… Wszystko staje się robione na pokaz. Byle tylko było.


„Bielutki obrusek Pod obruskiem Jezusek Wódka na obrusieWybacz Jezusie”

        Myślę jednak, że mimo wszystko to od nas zależy postrzeganie świąt. Jeśli coś nam nie odpowiada, powinniśmy najpierw przypatrzeć się sobie, czy przypadkiem nie popełniamy tych samych rzeczy, które wyprowadzają nas z równowagi. To, jak postrzegamy świat, zależne jest od tego, co nosimy w sobie. Każdą zmianę należy zacząć przede wszystkim od siebie.
        Jeśli komuś naprawdę zależy, myślę że mimo wszystko jest w stanie odnaleźć magię świąt. Wtedy wszelka irytacja znika. Starajmy się przede wszystkim dostrzegać te dobre aspekty świąt, a wtedy czas bożonarodzeniowy stanie się dla nas niesamowitym przeżyciem. Warto schować wszelką urazę, postarać się wybaczyć… Wydalić z siebie przepełniające nas nienawiść, zawiść, zło, i dostrzec otaczające nas piękno. Niech wraz z narodzinami Chrystusa, narodzi się w nas miłość i dobroć… Najlepiej, by nigdy nie wygasła…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe posty w każdy piątek o 20:00.