
Zanim poruszę zupełnie inne tematy, chciałabym jeszcze troszkę posiedzieć przy uzależnieniach, a mianowicie, tym razem skupię się na bardzo bliskiemu mi uzależnieniu - od gier komputerowych, a w szczególności od MMORPG. Do napisania tego posta, podobnie jak i poprzedniego, skłoniła mnie książka "5 sekund do Io", o której możecie się więcej dowiedzieć
w tym miejscu. Książka ta ma dla mnie osobiste znaczenie, ponieważ dopiero osiem miesięcy temu udało mi się wyrwać z nałogu. Dzisiaj natomiast powracam z przemyśleniami, będącymi wynikiem przeżytych doświadczeń.
Z komputerem miałam okazję obcować od wczesnego dzieciństwa, jednak gry nie wciągały mnie wtedy na tyle, bym spędzała ogromne ilości czasu przed komputerem. "Zabawa" zaczęła się dopiero w podstawówce, gdy kolega pokazał mi "Metina2". Byłam ogromnie zafascynowana możliwością stworzenia postaci, wejścia w wirtualny świat, całkiem różniący się od tego, co znamy na co dzień. Pamiętam jak zaraz później skierowaliśmy bohatera poza obręb miasta i kolega zaczął zabijać psy. Mówiłam: "przestań, to okrutne, to boli". Przerażał mnie ogrom agresji i brutalności, choć paradoksalnie zdążyłam już wcześniej poznać "GTA: San Andreas" oraz "Prince of Persia: Piaski czasu". Kolega uspokajał mnie, że to tylko gra, a to są potwory, które trzeba zabić, ponieważ są złe, za to zbiera się doświadczenie, pieniądze, potrzebne przedmioty oraz taka jest misja. Mimo sceptycznego podejścia do "Metina2", zdążyło się we mnie zasiać ziarenko fascynacji. Wielokrotnie prosiłam rodziców o zainstalowanie tej gry na swoim komputerze, aż ulegli moim błaganiom. To był początek mojej przygody z grami. Po "Metinie2" przyszedł czas na "4 Story", "Runes of Magic", "Allods", "Aion" oraz ostatnią grę, którą odkryłam w pierwszej klasie liceum - "Skyforge".